Rozmowy porodowe to cykl rozmów z Mamami, położnymi oraz instruktorkami szkoły rodzenia, które opowiadają nam o fizycznych i psychicznych przygotowaniach do porodu naturalnego oraz o tym, jaki wpływ na nasze życie, macierzyństwo oraz postrzeganie samej siebie może mieć nasze doświadczenie porodu.
Rozpoczynamy nasz cykl od rozmowy z Pau Tracz, blogującą Mamą 5-letniego Franciszka i 3-letniego Tadeusza, zaangażowaną w promocję karmienia piersią, rodzicielstwa bliskości i “macierzyństwa zrównoważonego”. A od dziś również współtworzącą Blog Mamma mia!
Mamma mia!: Zacznijmy od jednego z najsłynniejszych zdań wypowiedzianych przez Inę May Gaskin – amerykańską położną uznawaną za matkę współczesnego, naturalnego położnictwa: „Niezależnie od tego, gdzie i jak kobieta zamierza urodzić, to doświadczenie wpłynie na jej emocje, umysł, ciało i duszę do końca jej życia.” Poród to jeden z najważniejszych momentów w życiu kobiety. To doświadczenie może stać się dla niej źródłem wewnętrznej siły i wiary we własną sprawczość. Niestety poród – który wiąże się z bólem, dyskomfortem i niepewnością – może zamienić się również w negatywne, a czasem też traumatyczne doświadczenie. Czy uważasz, że możemy „wypracować” sobie dobry poród? Przygotować swój umysł i ciało tak, by to, co czeka nas na sali porodowej, stało się źródłem pozytywnych doświadczeń?
Pau Tracz: Tak! Jak dziś, pamiętam moje pierwsze spotkanie z położną, która miała mi towarzyszyć w trakcie pierwszego porodu. Powiedziała mi, że każda kobieta nosi w sobie potencjał, żeby pięknie urodzić. Uwierzyłam jej. Ale wcześniej musiałam uwierzyć, a właściwie dowiedzieć się, że w ogóle ja jako pacjentka, rodząca mogę, a nawet powinnam przygotować się do porodu.
Nosiłam w sobie wspomnienia porodów bliskich mi kobiet. Te wspomnienia były pełne bólu, strachu, niepewności co się dzieje z ich ciałem, poczucia bezwzględnej zależności od innych, w tym oczywiście personelu medycznego. Od każdej z nich usłyszałam: poród musi boleć! Jesteś skazana na ból w trakcie porodu, i po porodzie.
Szczęśliwie na swojej drodze spotkałam dziewczynę, której doświadczenie porodu było totalnie inne. To od niej dostałam opowieść o porodzie, jako o doświadczeniu, które można przejść, przeżyć świadomie, w zgodzie ze sobą, swoim ciałem, bez pośpiechu, bez zbędnych interwencji medycznych (jak podanie oksytocyny, znieczulenie), które może być doświadczeniem wzmacniającym. To od niej dowiedziałam się, że ból porodowy jest po coś, że jest przewodnikiem w porodzie. Do naszego spotkania doszło na kilka lat przed moją pierwszą ciążą, i pamiętam, że ta koleżanka była pierwszą osobą, do której zadzwoniłam, kiedy dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Dostałam od niej instrukcje: idź do szkoły rodzenia, tu wskazała mi tą, do której sama chodziła. Razem z mężem chodziliśmy tam na zajęcia, ja dodatkowo także na zajęcia pilates, tam razem się przygotowywaliśmy, poznając całą fizjologię porodu oraz czynniki, interwencje medyczne, które mogą naturalny przebieg porodu zaburzyć.
Poród, zwłaszcza ten pierwszy, był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, wzmacniającym mnie jako kobietę, dodającym pewności siebie.
Wtedy poczułam swoją siłę, siłę swojego ciała. Od tego czasu jestem dla niego, w sensie swojego ciała, więcej niż łaskawa. A wspomnienia tych chwil, tych pierwszych chwil, spotkań z moimi synami zostaną ze mną na zawsze. Wierzę też, że wspólne przygotowanie do porodu, świadomość jego poszczególnych etapów, a także bliskość w jakiej byliśmy z mężem w tym okresie przygotowań, a potem już na sali porodowej dodatkowo nas, jako parę, jako rodziców umocniła.
Poznaj historię Malwiny – blogującej Mamy 1,5 rocznego Gabrysia – która, będąc w ciąży, dowiedziała się o poważnej wadzie serca u swojego nienarodzonego jeszcze synka. Zobacz, jak Malwina poradziła sobie z tą wiadomością i na jakie wsparcie ze strony lekarzy i bliskich mogła liczyć!
Mamma mia!: Jakie znaczenie dla samego przebiegu akcji porodowej ma według Ciebie wiedza na temat porodu? Czy myślisz, że bez znajomości fizjologii, faz porodu czy ewentualnych procedur medycznych można przeżyć to doświadczenie świadomie? A może najważniejsza jest po prostu intuicja?
Pau Tracz: Według mnie wiedza na temat porodu ma ogromne znaczenie! To taka próba oswojenia tego, co nieoswojone. Znajomość fizjologii porodu, jego poszczególnych faz, naturalnych metod łagodzenia bólu, różnych procedur medycznych sprawia, że w trakcie akcji porodowej jesteśmy bardziej świadome tego, co się z nami, naszym ciałem oraz dzieckiem dzieje. Co więcej, same możemy sobie zaoszczędzić czasu niepotrzebnie spędzonego w szpitalu.
Czasami przyszłe mamy jadą już z pierwszym skurczem do szpitala, zanim akcja porodowa (jeśli ten skurcz faktycznie zwiastował akcję porodową, bo może się okazać, że to tylko skurcze przepowiadające, i wtedy szpital odeśle nas do domu) w ogóle się rozkręci. Ja zarówno przy pierwszym, jak i drugim porodzie byłam w kontakcie telefonicznym ze swoją położną, i w obydwu przypadkach praktycznie całą pierwszą fazę porodu spędziłam w domu, w bezpiecznym dla siebie otoczeniu: drzemiąc i odpoczywając, monitorując jednocześnie skurcze, biorąc prysznic, żeby złagodzić bóle krzyża, będąc masowaną przez męża (np. termoforem z pestkami wiśni), tuląc się do naszych kotów, a w trakcie drugiego porodu tuląc się do starszego synka.
A skoro o udziale męża, partnera mowa, to wiedzę o porodzie, ma też i on (jeśli decydujemy się wspólnie z nim rodzić, i wcześniej towarzyszy nam w zajęciach w szkole rodzenia); wtedy jego obecność jest ogromnym wsparciem, bo ma on szanse w aktywny i spokojny sposób towarzyszyć nam w trakcie porodu.
Wiedza odnośnie porodu, w tym poznanie różnych pozycji, to szansa dla nas, żeby być aktywną w trakcie porodu, bo dobry poród, to aktywny poród, wspomagany przez grawitację.
To my jako rodzące, same możemy nim kierować, szukając takiej pozycji, która będzie dla nas wygodna (kucając, siedząc na piłce i kręcąc biodrami, trzymając się drabinek lub partnera), to my nadajemy rytm (możemy nawet tańczyć, tak jak w trakcie drugiego porodu), działamy, nie jesteśmy bierne, zależne od położnej, lekarza, i fotela do rodzenia.
Oczywiście na wszystko przygotować się nie da, w trakcie akcji porodowej zawsze może wydarzyć się coś, co zaburzy nasz plan porodu. Ja tak miałam w trakcie porodu drugiego synka, kiedy przez moment jego tętno spadało (najprawdopodobniej przyblokował sobie pępowinę), i to było kilka bardzo dramatycznych chwil, słyszałam, że już sala do cesarskiego cięcia jest gotowa. Sytuację uspokoił towarzyszący mi w trakcie porodu lekarz oraz moja położna. Do końca życia nie zapomnę jej słów: Paulina, ja wiem, że ty potrafisz urodzić.
Słowa, słowa o porodzie, i o nas samych w porodzie potrafią krzepić i wyzwalać to, co najlepsze.



Mamma mia!: Joga dla ciężarnych, techniki relaksacyjne, świadome oddychanie, a nawet akupunktura. Oferta zajęć i zabiegów przygotowujących kobiety do porodu jest dziś naprawdę bogata. Czy sama, będąc w ciąży, korzystałaś z którejś z (tych lub innych) metod? Jakie są Twoje doświadczenia?
Pau Tracz: W szkole rodzenia, do której chodziłam w pierwszej ciąży, były zajęcia pilatesu dla ciężarnych wspaniale przygotowujące ciało do porodu (wzmacniające mięśnie dna miednicy, rozciągające, otwierające biodra, miednicę), a przy okazji uczące oddychania przeponą. Te zajęcia tak mi się spodobały, że właściwie i po porodzie, po okresie połogu pomagały mi w powrocie do formy. Całą też pierwszą i drugą ciążę byłam aktywna fizycznie: bardzo dużo spacerowałam (w drugiej ciąży także z rozbrykanym i wymagającym dwulatkiem), tańczyłam flamenco (najlepsza zaprawa, żartuję sobie że w ten sposób zrobiłam sobie formę do porodu). W drugiej ciąży byłam także pod kontrolą fizjoterapeutki uroginekologicznej.
Mamma mia!: A co z przyszłymi Mamami spoza wielkich ośrodków miejskich, które nie mają dostępu do lub nie mogą sobie pozwolić na uczestnictwo w specjalnych zajęciach dla ciężarnych? Czy mogłabyś podpowiedzieć im, jak samodzielnie i w zaciszu własnego domu przygotować się do porodu, zarówno fizycznie, jak i psychicznie?
Pau Tracz: Jeśli nie ma się dostępu do profesjonalnej szkoły rodzenia, to można poszukać wiedzy w internecie. Jest coraz więcej kursów online o tym, jak przygotować się do porodu siłami natury. Moja redakcyjna koleżanka, Pam Kucińska na swoim profilu Mokoshka czasami robi live’y, w których edukuje o niektórych aspektach porodu. Są też doule i położne, z którymi w ramach kursów czy też różnych warsztatów, konsultacji online można przygotować się do porodu, w tym np. do tzw. hipnoporodu.
To, co samodzielnie można wykonać w domu, w ramach przygotowania ciała, a właściwie krocza do porodu, to masaż krocza. To była moja codzienna, wieczorna praktyka: masaż krocza połączony z sesją relaksacyjnego oddychania.
Regularne masaże krocza, to jest coś, co polecam każdej koleżance, bliskiej mi kobiecie, która dowiaduje się, że jest w ciąży.
Dlaczego? Bo wiem, że jednym z mitów, którym się przyszłe mamy straszą nawzajem, jest to, że się strzeli w trakcie porodu, albo będzie konieczna interwencja nacięcia krocza, konieczność szycia go, a potem długa rekonwalescencja, której towarzyszyć będzie ból. Obawa o potencjalny dyskomfort po takim „urazie” (w tym też strach, jak on wpłynie na powrót do seksu), jest tak ogromna, że wiele kobiet chcąc ustrzec się tego, są gotowe nawet zrezygnować z porodu siłami natury.
Ja sama usłyszałam: nie jesteś już tak elastyczna, na pewno strzelisz, daj sobie naciąć krocze. I w tym temacie miałam szczęście, bo z kolei dzięki doświadczeniu innej mojej bliskiej koleżanki dowiedziałam się, że tak można przygotować swoje krocze, że interwencja nacinania krocza nie będzie potrzebna. Za jej podpowiedzią sprawdziłam sobie, co to masaż krocza, ten temat był również omawiany na szkole rodzenia.
Regularny masaż krocza, aktywne przygotowanie do porodu (flamenco, pilates), świadomość jaką rolę w porodzie ma oddech, do tego doświadczona położna sprawiły, że obydwu synów urodziłam z tzw. ochroną krocza, bez żadnych konsekwencji dla mojego zdrowia intymnego.
Masaż krocza zaleca się od mniej więcej 34 tygodnia ciąży. Ja polecam poćwiczyć i sprawdzić sobie masowanie trochę wcześniej, zanim brzuch nam urośnie, i będzie przeszkadzał w poprawnym wykonaniu masażu.
Z kolei jeśli chodzi o przygotowanie głowy do porodu (niektórzy twierdzą, że to właśnie tutaj, w głowie, w naszych wyobrażeniach na temat porodu zaczyna się wszystko), to polecam również czytanie książek o porodzie.
Moją ulubioną lekturą w trakcie drugiej ciąży była książka wspomnianej przez Ciebie już w pierwszym pytaniu Iny May Gaskin “Poród naturalny”. Ta książka to ogrom wiedzy na temat porodów siłami natury, ale przede wszystkim moc wzmacniających opowieści porodowych, których potrzebuje każda przyszła rodząca:
„Gdy zaczęłam pracować jako położna, dałam sobie przyzwolenie na zmianę terminologii związanej z porodem. Chciałam, aby język umacniał kobiety i pomagał im radzić sobie z bólem. Jestem magistrem anglistyki i wiem, że język warunkuje nasze reakcje na fizyczny/emocjonalny/duchowy proces, jakim jest poród. Zamiast słowa skurcz zaczęłam używać słowa przypływ (ang. rush). Stwierdziłam, że nie ma sensu używać słowa skurcz, które sugeruje napięcie i twarde mięśnie, podczas gdy pomyślny poród polega na rozszerzeniu się szyjki macicy.”
Kobiety potrzebują takich opowieści! Dlatego właśnie ja swoją wciąż opowiadam dalej.



Mamma mia!: Partner – jeżeli wspólnie zdecydujemy, że towarzyszy nam na sali porodowej – może pełnić w tych chwilach bardzo ważną funkcję. Wspierać nas psychicznie, pomagać przy poruszaniu lub zmianie pozycji, dodawać otuchy oraz być łącznikiem między nami a personelem medycznym. A co z okresem przedporodowym? Myślisz, że warto włączyć go do naszych przygotowań? Jaką mógłby odgrywać w nich rolę?
Pau Tracz: Jak już wcześniej wspomniałam mój mąż był moim dzielnym towarzyszem w trakcie porodu. Wcześniej razem chodziliśmy do szkoły rodzenia, potem w domu razem powtarzaliśmy „materiał”, byliśmy znakomicie przygotowani, dzięki czemu… też zaskakująco spokojni, gdy akcja porodowa ruszyła. Serio, jak rodził się nasz pierwszy syn, a skurcze porodowe zaczęły się dokładnie o północy, to spokojnie spędziliśmy część nocy śpiąc albo drzemiąc (ja jeszcze pod prysznicem), a do szpitala ruszyliśmy dopiero o 7 rano, gdy akcja skurczowa już była naprawdę intensywna.
W szpitalu mąż był dla mnie wsparciem i psychicznym, i fizycznym, bo część porodu spędziłam wsparta, lub wtulona w niego; podtrzymywał mnie na finiszu (bo rodziłam na krzesełku), a potem przecinał pępowinę. Ten wspólny poród był naszą wspólna drogą, wspólnym powitaniem naszych synów.
Ale pytanie: czy on musi mi towarzyszyć w porodzie? – partnerzy towarzyszą wielu kobietom. I tak, obecność męża, partnera nie jest obowiązkowa. Znam sytuacje, kiedy osobą towarzyszącą była mama lub siostra rodzącej, albo doula lub tylko położna. Tu najważniejszy jest komfort i poczucie bezpieczeństwa przyszłej mamy.
Co ważne, i bardzo chcę, żeby to mocno wybrzmiało: mamy jeszcze w okresie ciąży mało chętnie angażują, a właściwie mało entuzjastycznie zapraszają swoich mężów, partnerów do wspólnych przygotowań. A to przecież na narodziny dziecka czeka i przyszła mama, i przyszły tata. Przyszły tata może nie będzie fanem kolekcjonowania wyprawki dla dziecka, chociaż kto wie.
Ale do przygotowań w trakcie porodu można też zaliczyć po prostu opiekę nad domem (tu przejęcie większej ilości obowiązków), ciężarną, czy czasami już starszym dzieckiem, do którego mama z wciąż powiększającym się brzuszkiem będzie miała coraz mniej sił.
U nas właśnie na finiszu drugiej ciąży, maż praktycznie przejął opiekę nad starszym synkiem, zabierał go na długie popołudniowe spacery, żebym ja miała więcej czasu na relaks. Tak moje chłopaki stworzyły też sobie swoje własne rytuały, co okazało się bardzo pomocne, gdy na świecie pojawił się młodszy synek; starszy mimo tego, że musiał się podzielić uwagą mamy z bratem, to miał tatę tylko dla siebie na wyłączność i na każde zawołanie.
Rozmawiały: Asia Kozikowska & Pau Tracz
A jeśli jesteś już po porodzie, poznaj naszą listę 5 dziwnych (ale zupełnie naturalnych) faktów na temat noworodka! Nie daj się zaskoczyć i bądź przygotowana na to, co może przynieść macierzyństwo!